WYPRAWA W NIEZNANE…

kenya 4
Październikowe wakacje pełne pozytywnych emocji. Tak w dużym skrócie można określić dwutygodniowy wyjazd z Klubem Sportowym Polskie Himalaje do Kenii – podsumowała członkini Rady Rodziny Podróżników, mieszkająca w Gdyni Monika Todorow.
 
Po krótkich, dwudniowych trekkingach aklimatyzacyjnych na wysokości 2000 metrów, udaliśmy się – po dowództwem Leszka Cichego – do celu wyprawy. A był nim masyw najwyższej góry wulkanicznej Kenii. W ciągu czterech dni przemierzaliśmy „szlaki” (przeważnie kamieniste dna potoków), nocując i jedząc w spartańskich warunkach, ale z uśmiechem na twarzy.
 
Podzieleni na trzy grupy o drugiej w nocy atakowaliśmy Pik Lenena (4985 m) oraz Batiana (5199 m). Niestety, prawie wszyscy oprócz siły walki – walczyli też z zatruciami pokarmowymi, chorobą wysokościową oraz innymi problemami zdrowotnymi. Większość osiągnęła cel i mimo trudności dotarła na szczyt wnosząc swoje intencje.
 
Zmęczeni po ataku, poniewierani przez słońce, deszcz i grad, w drodze powrotnej do obozu marzyliśmy tylko o łóżku i ciepłym prysznicu. Po 15 godzinach wszyscy szczęśliwie usiedli do wspólnej kolacji z garnkami soczewicy, ryżu i kubkami gorącej herbaty.
 
Część z nas po powrocie do Nairobi wybrała się na mini-safari, aby podziwiać słynną piątkę. Zwiedziliśmy też centrum żyraf, gdzie karmiąc te najwyższe ssaki lądowe na świecie, żyjące na sawannach Afryki, przenieśliśmy się do wieku dziecięcego… Z kolei wizyta w sierocińcu słoni dała chwilę zadumy. Wycieczkę zakończyliśmy w centrum handlowym Nairobi, podziwiając z wieży panoramę stolicy.
 
Tego wieczoru grupa zasiadła ponownie do kolacji. Po wymianie doświadczeń zapadła decyzja, po uzgodnieniu z zarządem klubu, że był to wyjazd pierwszy i na razie – na dłuższe lata z programem wyprawy na Mount Kenyę – ostatni. Główny powód to zbyt niski poziom bezpieczeństwa.
 
Kolejnym, bardzo ważnym punktem programu był przelot do Mombasy i przejazd do ośrodka nad oceanem. Po dniu zasłużonego odpoczynku udaliśmy się do ubogiej wioski Junju. Niewątpliwie to spotkanie w szkole ze setką uczniów będących pod opieką klubu Polskie Himalaje, wywarło na wszystkich ogromne wrażenie. Dzieciaki  zaśpiewały dla nas słynną na całym świecie piosenkę „We Are the World”. Każde z nich pragnęło dotyku, przytulenia lub tego, by usiąść na kolanach kogokolwiek.
 
Każdemu z nas zabrakło słów. Nawet twardzielom łzy napływały do oczu, w gardle czuliśmy ucisk, a słowa były zbędne. 14 uczniów szkoły podstawowej oraz gimnazjalnej obchodziło też swoje urodziny. Wspólne krojenie tortu dostarczyło wzruszających przeżyć. Niektóre dzieci po raz pierwszy zobaczyły i jadły ciasto. Karmienie solenizantów i Happy Birthday sprawiły, że nie tylko my przeżywaliśmy ten wyjątkowy czas. Łzami szkliły się dziewczęce i chłopięce oczy. Te chwile pozostaną z nami na zawsze.
 
Wszechobecną biedę, niedożywione dzieci, trudno to wszystko opisać. Ci, którzy mają więcej szczęścia, uczęszczają do szkoły, dopóki stać jest na to rodziców. Edukacja może się jednak zakończyć w każdej chwili, jeśli zabraknie pieniędzy. Ci, którzy pochodzą z wielodzietnych rodzin, skazani są na życie, by przetrwać z dnia na dzień, bez znajomości alfabetu, marząc jedynie o ugali (tradycyjne danie – tzw. zapychacz brzucha). Nie mniej jednak Kenijczycy nie tracą pogody ducha oraz uśmiechu, którym obdarzali nas na każdym kroku.
 
Setką uczniów opiekuje się klub Polskie Himalaje (w myśl hasła „Podróżuję i pomagam”). Dzięki darczyńcom zapewnia m.in. edukację i jeden posiłek dziennie. Niebawem 30 dzieciaków zostanie dołączonych do programu. Bądźmy otwarci na pomoc, bo ją okazując – dobro wraca. Szczególne podziękowania dla prezes klubu Iwony Kotuły za ogrom pracy, która przynosi wspaniałe efekty, dając radość, uśmiech i nadzieję, że nie są same, że ktoś przejmuje się ich losem.
 
Podsumowując esencjonalnie wyjazd do Kenii: był bardzo intensywny, skłaniający do refleksji, w jakim dobrobycie żyjemy, mając wodę, jedzenie, prąd na wyciągnięcie dłoni. A tak naprawdę, była to wyprawa w nieznane, gdyż trudno było uzyskać wcześniej opinie, oceny, uwagi, przestrogi, a przede wszystkim prawdziwe opisy tego, jak jest tam faktycznie. Trudno dlatego, że Polacy w ten rejon się nie zapuszczają.
 
Monika Todorow (członek Rady Klubu Polskie Himalaje)