Tylko 16 sekund za Cybulem – jak jest powszechnie znany – metę przy ośrodku https://www.facebook.com/ow.wratislavia?locale=pl_PL osiągnęła Beata Lange z Gliwic. Na podium stanęły jeszcze: Kinga Bogulska z Radwanic – 52.50 (córka gospodarza ośrodka Jacka Łapińskiego) oraz Marta Dunajska z Mławy – 53.47.
W klasyfikacji zespołowej zwyciężyła Ekipa w Życiokwicie w pięcioosobowym składzie: Szymon Włodek – 49.48, Alina Hossa – 1:10.55, Aneta Starzyńska – 1:14.18, Martyna Bonalska – 1:14.21 i Barbara Borowiecka – 1:36.04. Inne osoby z powstałej w czerwcu tego roku ekipy podczas obozu klubu Polskie Himalaje w Zakopanem, pokonały biegiem lub marszem krótsze dystanse w myśl idei Pierre’a de Coubertina, odnowiciela starożytnej idei igrzysk olimpijskich. Istotą nie jest zwyciężyć, ale wziąć udział. Nie musisz wygrać, bylebyś walczył dobrze.
Podziw wzbudził najmłodszy uczestnik, trzyletni Filip Milej z Przedszkola nr 65 Pod Wesołym Koziołkiem we Wrocławiu. Na dzień dobry truchtał milę z babcią – Danutą Bułkowską-Milej. „Myślałam, że to jemu wystarczy. Ja miałam aż nadto. W życiu tyle nie przebiegłam. Na rozgrzewkę wystarczało mi 50 metrów wokół skoczni” – powiedziała medalistka halowych mistrzostw świata i Europy, do której przez 29 lat należał rekord Polski w skoku wzwyż (197 cm).
„Filipek zmienił życie nie tylko moje, ale i mego męża Jurka do tego stopnia, że musieliśmy z nim truchtać jeszcze całą pętlę, ponad trzy kilometry. Po tym wyczynie budzi się w nocy i pyta, gdzie jest jego puchar, jego medal, który otrzymał na mecie” – dodała legendarna lekkoatletka, a dziś ceniony pedagog w Szkole Podstawowej nr 29 we Wrocławiu (więcej na https://zrzutka.pl/bulkowska)
W duchu idei Pierre’a de Coubertina rozdzielone zostały nagrody. „Z urzędu” otrzymały je osoby, które zajęły miejsca 1-3. Ale… najbardziej wartościowe upominki były losowane wśród wszystkich uczestników. Najcenniejsze – jak zawsze – są pamiątki olimpijskie, a te jakie udało się organizatorom zgromadzić przypominały igrzyska m.in. w Montrealu w 1976 roku, Atlancie w 1996, Sydney w 2000 czy Pekinie w 2008.
Bieg na 10 km „w Himalaje” upamiętniał dwie najwybitniejsze postacie w historii zdobywania ośmiotysięczników. Październik tamtych lat był miesiącem zarówno sukcesu Wandy, jak i śmierci Jurka.
16 października 1978 roku Wanda Rutkiewicz jako trzecia kobieta na świecie, pierwsza Europejka i pierwsza osoba z Polski stanęła na najwyższym szczycie Ziemi – Mount Evereście (8849 m). W tym samym dniu kardynał Karol Wojtyła został wybrany podczas konklawe w Rzymie na papieża.
„Najbardziej sobie cenię to, że byłam pierwszą osobą z Polski. I ten fakt ma dla mnie o wiele większe znaczenie niż to, co tak bardzo akcentowała prasa, że jestem pierwszą Europejką… Istotę tego wejścia postrzegam inaczej. Oto szara osoba, nieznana specjalnie poza środowiskiem alpinistów, nagle, prawie z dnia na dzień, może osiągnąć ten symbol najwyższych trudności, największy cel w życiu. Być może więc wielu ludziom pozwoliłam identyfikować się z tym, w takim sensie, że dla nich też to staje się możliwe. Każdy ma swoje Everesty w życiu” – mówiła swego czasu Rutkiewicz, która zaginęła w maju 1992 roku w ataku szczytowym na Kanczendzongę (8586 m).
35 lat temu, 24 października 1989 roku, przy próbie pokonania nieosiągalnej wówczas dla żadnego wspinacza, legendarnej południowej ściany Lhotse (8516 m) życie zakończył Jerzy Kukuczka, zdobywca 14 ośmiotysięczników, przez wielu teoretyków uważany za najwybitniejszego himalaistę w historii.
Chociaż w zdobyciu Korony Himalajów i Karakorum o niecały rok uprzedził go Reinhold Messner, to jednak wyczyn Kukuczki – zdaniem wielu – jest bardziej imponujący. Jurek wszystkie szczyty zdobył w czasie o połowę krótszym niż jego poprzednik – Tyrolczykowi zajęło to 16 lat i cztery miesiące, a Kukuczce niespełna osiem lat. Po tym sukcesie Messner napisał w depeszy gratulacyjnej „Nie jesteś drugi. Jesteś wielki”.
Przed oficjalnym startem wszyscy uczestnicy trzeciej edycji Festiwalu Sport i Zdrowie – w Głowie. Gala Podróżników wzięli udział w symbolicznej Mili Stulecia Pamięci Mallory’ego. Minęło bowiem sto lat od pierwszej wyprawy na Mount Everest.
Czy Andrew „Sandy” Irvine i George Mallory byli na szczycie w 1924 roku? Teraz wie to już tylko sama góra i zaginiony wraz z Sandym aparat fotograficzny. Poszukiwanie tego małego pudełka z kliszą spędza sen z powiek wielu osobom. Być może to właśnie tam kryje się dowód, który mógłby zmienić historię himalaizmu.
W 1924 roku członkowie brytyjskiej wyprawy próbowali zdobyć dziewiczy Mount Everest. Po raz ostatni widziano ich 8 czerwca. To, czy byli na szczycie najwyższej góry świata jako pierwsi czy nie, pozostaje zagadką. Znany amerykański fotograf i dokumentalista Jimmy Chin podczas wyprawy z ekipą National Geographic natrafił niedawno na fragment ciała Irvine’a pod północną ścianą Everestu.
Był jeszcze jeden aspekt edukacyjny imprezy sportowo-rekreacyjnej. W tym roku minęło 80 lat od bitwy o Monte Cassino – największej bitwy lądowej w Europie. Była ona najcięższą i najkrwawszą z walk zachodnich aliantów z niemieckim Wehrmachtem na wszystkich frontach drugiej wojny światowej. Wśród uczestników leśnych zawodów nad jeziorem Sławskim były także osoby, które w maju startowały we Włoszech na 10-kilometrowej trasie z miasta Cassino do nekropolii polskich żołnierzy armii gen. Władysława Andersa.
Pamięć o poległych jest naszym obowiązkiem – uważa zarząd klubu Polskie Himalaje i na festiwal zaprosił wrocławianina Jarosława Rubina – 61-letniego podróżnika, blogera, fotografa, miłośnika Włoch i historii 2 Korpusu Polskiego, działacza opozycji antykomunistycznej. Autor pierwszego w Polsce przewodnika „Monte Cassino i okolice. Szlakiem 2 Korpusu Polskiego” https://montecassino.info.pl/ przypomniał wydarzenia z 1944 roku i… wystartował wraz z uczniami Liceum Ogólnokształcącego Sióstr Urszulanek Unii Rzymskiej we Wrocławiu oraz ich nauczycielkami Magdaleną Kurkowską i Dorotą Kuźniewską. Ci, co pokonali dystans 10 km, otrzymali okolicznościowe medale, identyczne, jak osoby biorące udział w biegu we Włoszech.
Główny patronat nad festiwalem i galą podróżników sprawował Instytut Papieża Jana Pawła II w Warszawie, a ponadto Polska Organizacja Turystyczna oraz Urząd Marszałkowski Województwa Lubuskiego, natomiast patronem medialnym był portal https://www.maratonypolskie.pl/ gdzie można zapoznać się z wynikami.
Pomiar czasu i pomoc w obsłudze biura zawodów zapewnił jeden z uczestników zeszłorocznej wyprawy pod Annapurnę – Michał Sokół z firmy MiM SPORT www.mimisport.pl
Kolejna edycja wydarzenia już za rok, w dniach 1-5 października, w tym samym miejscu, nad jeziorem Sławskim.
Fot. Mikołaj Jakub